Otwarcie muzeum miejskiego Wrocławia

Dziś chór chłopaków Pueri Cantores Wratislavienses wziął udział w uroczystości otwarcia muzeum miejskiego Wrocławia. Udostępniony po ośmiu latach remontu Pałac Królewski prezentuje się pięknie. Otwierali go, oprócz dyrektora muzeum dra Macieja Łagiewskiego, minister kultury Bogadan Zdrojewski oraz prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Prócz chłopaków śpiewały jeszcze trzy chóry, z którymi mieli okazję wystąpić kiedyś w synagodze. Niesamowite było wspólne wykonanie Gaude Mater. Potężna salwa bractwa kurkowego dała sygnał do przecięcia wstęgi i otwarcia muzeum. Skorzystaliśmy z okazji, żeby jako jedni z pierwszych je zwiedzić.

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=vIZhphKemOo]

Oficjalna strona muzeum

Turcja 2008

Nadszedł czas na pierwsze  rodzinne wakacje w miejscu, gdzie latem temperatura jest adekwatna do pory roku. Za namową pani z biura podróży wybór padł na Turcję . Wybraliśmy hotel Saritas w Alanyi z oferty firmy Alfastar i 13 sierpnia wraz z walizami (pilnując czujnie ich wagi przy pakowaniu) stawiliśmy się na wrocławskim lotnisku. Po załatwieniu wszystkich formalności wylądował Boeing tureckich linii lotniczych Sun Express i zabrał nas na pokład. Lot samolotem zrobił spore wrażenie na dzieciach, szczególnie start i wciskające w fotel przyspieszenie.
Około godziny 21 wylądowaliśmy w Antalyi na tureckiej riwierze. Pierwszy szok, to uderzająca fala gorącego i wilgotnego powietrza, jaka uderzyła nas po otwarciu drzwi klimatyzowanego samolotu. Również lotnisk, w porównaniu z wrocławską miniaturą, robiło spore wrażenie swymi rozmiarami. Po załatwieniu formalności i obligatoryjnym zakupieniu wiz (10 euro lub 15 dolarów) poszliśmy na parking szukać autobusu mającego zabrać nas do hotelu. Na lotniskowym parkingu autobusów stały setki, jeśli nie tysiące. Pilotujący nas rezydent podczas trwającaj około 1,5 godziny podróży opowiedział nam trochę o zwyczajach panujących w Turcji. Po drodze zastosował znany chwyt rezydentów i autobus zatrzymał się przy sklepie i budce z kebapami. To oczywiście nie był przypadek. W sklepie nie było cen przy żadnych towarach, a pan kasujący pytał tylko, w jakiej walucie płacisz i mniej więcej na oko oceniał zawartość koszyka. Spróbowałem pierwszego doskonałego tureckiego piwa Efez, do tego kupiliśmy po kebapie (2,50 euro sztuka) i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wtedy to rezydent poinformował nas dopiero o czekającej w hotelu kolacji – sprytnie. Autobus jechał wzdłuż morza oświetlanego księżycem w pełni. Dotarliśmy wreszcie do Alanyi – turystycznego miasta pełnego hoteli, dyskotek, knajp i gwaru. Mimo dość późnej godziny miasto tętniło życiem. W hotelu Saritas dostaliśmy pokój w trzecim budynku na ostatnim piętrze. Pokój niewielki z dwiema dostawkami, łazienką i toaletą, wyposażony w telewizor i klimatyzację. Do tego balkon na rogu budynku, z którego mogliśmy oglądać morze z jednej strony, a góry z drugiej.
W hotelu między budynkami znajdował się duży basen, mniejszy ze zjeżdżalnią oraz brodzik. Wszędzie rosła bujna, pięknie utrzymana zieleń – szczególnie urocze były hibiskusy.Posiłki jedliśmy w dużej, czystej stołówce, gdzie wybór potraw był ogromny, choć powtarzalny. Szczególnie upodobaliśmy sobie przepyszne arbuzy i od czasu do czasu próbowaliśmy bajecznie kolorowych ciast serwowanych po obiedzie i kolacji. Smakowała nam też turecka herbata. Na stołówce kelnerzy uwijali się błyskawicznie i niekiedy wybierając się np. po dodatkową porcję pieczywa można było nie zastać już swojego talerza. Oprócz posiłków na stołówce codziennie przed kolacją na placu obok stawał kucharz i pichcił różne specjały – kotlety z kurczaka, gyros, ryby itd. Bardzo wygodną rzeczą w opcji all inclusiv było korzystanie z wszelkiego jadła i napitków bez ograniczeń. Trzeba tylko nosić  na ręce opaskę, którą otrzymaliśmy podczas meldowania się w hotelu. Przy panujących w sierpniu temperaturach nawadnienie się było konieczne. Dzieci piły pięć rodzajów soków, dorośli korzystali głównie z piwa Efez i drinków mieszanych z lokalnych alkoholi i gazowanych napojów. Jednym z interesujących trunków była turecka anyżówka Raki, która w zetknięciu z lodem ścinała się na biało. Barmani nazywali ją turkish viagra. Wieczorem działała też kawiarnia przy wejściu do hotelu i do 23 wszystkie napoje były za darmo. Potem trzeba było płacić. W poniedziałki kierownictwo hotelu zapewniało tam atrakcje w postaci wieczoru tureckiego – tancerek i tancerzy bawiących gości – z obowiązkowym tańcem brzucha. Również przy wejściu działały: mały sklep spożywczy (z alkoholem), sklep z ciuchami i fryzjer. Na terenie hotelu czynna jest też turecka łaźnia hammam, na którą warto się skusić. Dwugodzinny program za 20 euro składał się z sauny, mycia w łaźni, masażu, maseczki na twarz i smarowaniu olejkami. Bardzo przyjemne dwie godziny – szczególnie warte polecenia świeżo przybyłym – ponoć opalenizna lepiej się trzyma.
Większość czasu spędziliśmy nad hotelowym basenem. Ponad 40 stopni w ciągu dnia (ponad 30 nocą) zmuszały do moczenia się w wodzie i picia. Czasem chodziliśmy nad morze, które było przy samym hotelu – trzeba było tylko przejść przez ulicę. Morze czyste i słone – można było sobie w nim poleżeć. Plaża niezbyt fajna – zamiast piasku drobny żwirek nagrzany do temperatury uniemożliwiającej chodzenie na boso. Na deptaku wzdłuż plaży zainstalowano urządzenia do ćwiczeń. Rosły też bananowce i można było natknąć się na jaszczurkę. Przy hotelowym basenie problemem przez cały pobyt były leżaki – ludzie zajmowali je zostawiając ręczniki wieczorem, albo nad ranem. Dochodziło do awantur z obsługą. Ponieważ mieliśmy z pokoju widok na basen, wiedziałem kiedy trzeba było zejść na dół i zająć leżaki. Niedaleko basenu, między śniadaniem a obiadem, pani na specjalnej blasze przygotowywała placki guzleme – z dwoma rodzajami nadzienia. Najlepiej popijać je dostępnym w dystrybutorach z napojami naturalnym jogurtem. Pani rzucało się na talerzyk co łaska. Zresztą zwyczaj pobierania napiwków, zwanych tipami, w Turcji jest powszechny i czasem denerwujący.
Kilka razy wieczorem wybraliśmy się na olbrzymi targ w centrum Alanyi. Dojazd zapewniają kursujące cały czas dolmusze (rodzaj małych autobusów). Na targu można kupić głównie podróbki ciuchów, perfum i zegarków. Są też oczywiście skóry i złoto, ale nie pojechaliśmy tam na zakupy i skończyło się na paru koszulkach, słodyczach i pamiątkach. Mniejszy targ rozkładał się obok hotelu w czwartki. Oczywiście obowiązkowe jest targowanie się ze sprzedawcą.
Zastanawialiśmy się nad wycieczką w jakieś piękne, tureckie okolice, ale temperatura zniechęcała do dalszych wojaży. Kilkanaście godzin w autobusie to nie przelewki. Zdecydowaliśmy się na dwie wyprawy – krótsze i bliższe. Jedna to zielony kanion, gdzie pływaliśmy statkiem po wodzie o niesamowitym, zielonym kolorze. Można się było wykąpać, napić, w cenie był też obiad. Druga wycieczka to rejs statkiem wokół Alanyi – dla kogoś, kto nie lubi kąpać sie w morzu – koszmar. 3 godziny, które możnaby zamienić w pół. Co chwila postój na kąpiel, posiłek. Nudne i męczące. Warto wiedzieć, żeby nie kupować wycieczek u rezydenta – dokłada swoją, często stuprocentową marżę. Znaleźliśmy w mieście biuro prowadzone przez Polkę, Mariolę i wujka. Bardzo sympatyczni ludzie, można pogadać, napić się herbaty i wybrać interesującą wycieczkę. Ceny normalne, a wiek dzieci naciągany jest w dół.
Tak minęły nam dwa tygodnie beztroskiego smażenia się w słońcu tureckiej riwiery. 27 sierpnia rano autobus zabrał nas z hotelu na lotnisko w Antalyi. Tam Wojtek zakupił pierwszą swoją pamiątkę z Turcji – figurkę doktora Octopussa z serii Spiderman – w wolnocłowym sklepie. Ja skusiłem się na alkohole w dobrej, wolnocłowej cenie. Po południu byliśmy już w domu. Przykrą pamiątką było niestety zapalenie ucha Natalki – skutek długotrwałego przebywania w wodzie.

Zobacz hotel na wakacje.pl

[slideshow id=3026418949601190753&w=426&h=320]

Raj utracony – Krzysztof Penderecki

Premiera w operze wrocławskiej 9.05.2008

plakat_raj_utraconyRaj utracony powstał jako drugie, po Diabłach z Loudun, dzieło sceniczne kompozytora. Jego światowe prawykonanie odbyło się 29 listopada 1978 w Lyric Opera w Chicago i zostało napisane na zamówienie tej sceny. Polska prapremiera Raju utraconego w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego i pod kierownictwem muzycznym Andrzeja Straszyńskiego miała miejsce w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie przed 10 laty.
Dzieło oparte na poemacie Johna Miltona rozgrywa się w dwóch światach, otchłani piekła oraz w rajskim ogrodzie i opisuje wędrówkę bohaterów dramatu: Ewy i Adama na ziemię. Przez te światy przeprowadzi nas Milton, poeta, w którego postać wcielił się wybitny aktor Jerzy Trela.
Raj utracony wymaga znakomitych głosów i umiejętności aktorskich solistów, świetnych zespołów orkiestry i chóru, które sprostają trudnym zadaniom postawionym przez kompozytora, a także pełnych ekspresji tancerzy biorących udział w przedstawianiu scen biblijnych. Od realizatorów zaś wymaga wybitnych zdolności inscenizacyjnych.
Wrocławską realizację muzycznie przygotował Andrzej Straszyński, inscenizacja, reżyseria i scenografia są dziełem Waldemara Zawodzińskiego, choreografię przygotowała Janina Niesobska, a kostiumy zaprojektowała Małgorzata Słoniowska.

www.opera.wroclaw.pl

Oprawa spektaklu premierowego była bardzo uroczysta. Na widowni honorowe miejsce zajął sam kompozytor, obok niego dyrektor wrocławskiej opery Ewy Michnik, minister kultury Bogdan Zdrojewski, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz oraz marszałek województwa dolnośląskiego Marek Łapiński. Chór chłopaków wystąpił w trzech scenach. Mieliśmy okazję zobaczyć, jak wygląda tworzenie spektaklu od kulis (w których staliśmy obserwując akcję na scenie) no i otrzeć się o sztukę przez duże S i jej twórców. Raj utracony jest nadal w repertuarze opery i warto go zobaczyć chociażby ze względu na niesamowitą inscenizację z rewelacyjnymi efektami multimedialnymi. Doskonały chór i odtwórcy głównych ról dopełniają reszty.
Polecamy!

Strona spektaklu

[slideshow id=3242591731714989266&w=426&h=320]