Rzym

Stare, piękne kamienice, wąskie urokliwe uliczki i monumentalne budowle. Czy w kilka dni da się poczuć atmosferę Rzymu? Myślę, że tak. Przeciskanie się między zaparkowanymi wszędzie skuterami i małymi autami, niezła jak na luty pogoda i dźwięczny język włoski. Odwiedzone najważniejsze punkty, które przytłaczają wielowiekową historią. Nagromadzenie na powierzchni jednego miasta takiej ilości niesamowitych budowli i zebranie w nich rzeźb, malowideł i innych artefaktów jest niewiarygodne. Za każdym stoi jakaś historia. Nie da się wszystkiego zobaczyć, zapamiętać czy poznać. Trzeba patrzeć nie tylko na to, co stoi wzdłuż ścian, na nich wisi albo jest namalowane, ale też pod nogi stąpając po mozaikach czy niesamowitych podłogach z różnego rodzaju kamienia. Trzeba także zadzierać głowę do góry, bo również sufity są bogato zdobione malowidłami – takie podniebne komiksy. Jest tu tego pełno, zarówno w miejscach najbardziej znanych i obleganych przez turystów, jak też tych mniej popularnych, do których trafia się często przypadkiem. 

Do tego obowiązkowe espresso czy cappuccino, lody i tiramisu, koniecznie pizza i któryś z włoskich makaronów – np. rzymska amatriciana. Oczywiście wszystko uzupełnione dobrym czerwonym winem, albo też niezgorszym włoskim piwem.

Kilka zdjęć, czasem nieoczywistych rzeczy czy miejsc, które akurat przypadły mi do gustu.

Koloseum.

Watykan – bazylika św. Piotra.

Fortuna.

Meduza Gorgona.

Muzea watykańskie.

Fontanna di Trevi

Podwórze napotkanej po drodze kamienicy.

Panteon.

Forum Romanum.

Sztuka nowoczesna.

Stadio Olimpico – mecz AS Roma – Hellas Verona

Padwa – dzień 4

Ostatni dzień pobytu w Padwie upłynął na spacerach i oglądaniu tego pięknego miasta. Po drodze na śniadanie natknęliśmy się na informację o pierwszej śmiertelnej ofiarze koronawirusa we Włoszech – i to właśnie w Padwie.

Zjedliśmy pyszne śniadanie w Caffeine i poszliśmy obejrzeć najciekawsze miejsca w mieście: bazyliki św. Justyny i Świętego Antoniego. Obie monumentalne, przeogromne. Zajrzeliśmy też na padewski Uniwersytet, na którym przez pół roku studiował Wojtek.

Akademik, w którym mieszkał Wojtek.

Wstąpiliśmy też na Aperol do rowerowej knajpy L’Eroica. Powrót do mieszkania i szykowanie się do podróży zakończył nasz krótki wypad do Włoch. Nie przypuszczaliśmy nawet, że mieliśmy ogromne szczęście i ta wycieczka była w ostatnim możliwym terminie. Chwilę później pandemia zaczęła szaleć w Europie, szczególnie we Włoszech – również w rejonie, w którym byliśmy.

L’Eroica – klimatyczna knajpa w Padwie

Nazwa miejsca pochodzi od wyścigu kolarskiego rozgrywanego w Toskanii jesienią. Mogą w nim startować rowery wyprodukowane przed 1987 rokiem. Również uczestnicy wyścigu ubierają się w stroje z tamtych (lub wcześniejszych) lat. Można tu coś przekąsić, napić się pysznej kawy czy Aperolu i obejrzeć relacje z imprez kolarskich. Dla przyjeżdżających rowerem są na ścianie wieszaki, na których można sprzęt zaparkować. Jest też klika starych rowerów, trochę kolarskich pamiątek, a także koszulki i plakaty, które można kupić.

Werona

Po zwiedzonej dzień wcześniej Wenecji miasto Romea i Julii nie robi już takiego wrażenia, ale również jest ciekawa i piękne. Rynek, w którego centrum stoi licząca 2000 lat Arena, urokliwe uliczki czy stare kamienice. No i oczywiście słynny balkon, choć w tym mieście są zdecydowanie ładniejsze.

Arena – rok budowy I w. n.e.

Trafiliśmy na karnawał nazywany tu kluskowym piątkiem (il Venerdi Gnocolartu opis święta). Towarzyszy mu parada mieszkańców miasta i okolic – zarówno piesza, z orkiestrami, jak też na ruchomych platformach – często bardzo kiczowatych. Młodzież w tym czasie obsypuje się mąką, taka tradycja.

Wenecja

Miasto to turystycznie bardzo oklepany temat. Jednak na każdym, kto pojawia się tu po raz pierwszy z pewnością musi robić wrażenie. Dla przybywających tam koleją już samo wyjście z dworca na stacji Venecia St. Lucia zapiera dech, ponieważ od razu widzimy to, co znane jest z filmów i pocztówek – na mnie takie wrażenie wywarło. I jeśli ktoś nazywa jakieś miasto Wenecją północy wschodu czy czegokolwiek innego uważam, że to bzdura. Wenecja jest niepowtarzalna i niesamowita.

Smaczku całości dodaje fakt trafienia tam podczas trwającego karnawału (po dwóch dniach trwania przerwanego z powodu pandemii), co jest przeżyciem niesamowitym. Spacerując po wąskich, często ciemnych weneckich zakamarkach, co chwilę można napotkać postać w przepięknym stroju. Są oryginalne i pewnie niezmiernie kosztowne – widać, że włożone w nie została masa pracy i prawdopodobnie mnóstwo pieniędzy. Są różne style przebierania się, jednak taki „tradycyjny” wenecki góruje nad innymi. Bezkompromisowe fryzury czy steampunk jest jeszcze w mniejszości. Przebierańcy cierpliwie pozują do zdjęć na tle pięknej, weneckiej architektury, przybierając różne pozy pasujące do stroju, w które są przebrane – wrażenie niesamowite! Warto wybrać się do Wenecji w tym właśnie czasie.

Oczywiście spacer po tym niesamowitym mieście, obejrzenie wnętrz kościołów to punkt obowiązkowy, ale koniecznie też należy usiąść w którejś z kawiarni, wychylić cappuccino czy espresso zagryzając czymś słodkim.

Padwa – dzień 1

Ponieważ zbliżał się koniec włoskiej przygody Wojtka w programie Erasmus, pod koniec lutego postanowiliśmy go odwiedzić w Padwie i przy okazji zobaczyć choć kawałek pięknej Italii.Wprawdzie z południa Europy zaczęły już dochodzić pierwsze wieści o groźnym koronawirusie i początkach pandemii, bilety były już kupione, noclegi zarezerwowane, więc ruszyliśmy.

Po prawie całodniowej podróży powietrzem, lądem i różnymi środkami komunikacji wieczorem dotarliśmy do Padwy. Udało się zrobić jedynie krótki rekonesans po urokliwych uliczkach tego pięknego miasta. Jest ich mnóstwo, wszystkie otoczone starą zabudową, a chodzi się nawet nie po kostce tylko po ulicach wyłożonych kamieniami – wrażenie niesamowite.

Dłuższy spacer po mieście zostawiliśmy na ostatni dzień pobytu..

Museo Storico Alfa Romeo

Muzeum Alfa Romeo w Arese pod Mediolanem to miejsce, które każdy prawdziwy Alfista powinien choć raz w życiu odwiedzić – taka samochodowa Mekka. Dojechać tam łatwo, najprościej samochodem – drogę wskazują czytelne drogowskazy. Da się też komunikacją publiczną (autobus 560 z Mediolanu), ale wtedy trzeba pokonać ok. 1,5 kilometra piechotą, czasem drepcząc przez kawałek pola. Otwarte w czerwcu 2015 roku muzeum jeszcze pachnie nowością. Tłumów tam nie ma, więc można bez pośpiechu napawać się zawartością trzech pięter ekspozycji. Po zakupieniu biletu (12 euro) przez bramkę taką, jaką spotkać można w metrze, docieramy korytarzem do ruchomych schodów, które zawiozą nas na pierwsze piętro. Na początek ewolucja logo Alfy i ekspozycja silników lotniczych produkowanych przez firmę (gdzie są kuchenki gazowe?). Potem wkraczamy do królestwa samochodów zaczynając od pierwszej Alfy z 1910 roku – 24 HP.

Rozpoczynamy podróż po osi czasu. Ustawione są na niej modele uznane pewnie za najważniejsze dla marki. Trafiła tu już 75, 164 i 156, stawkę zamyka 8c Competizione. Przy niektórych obejrzeć można jednostki napędowe i poczytać o ich konstruktorach.

Schodząc pół piętra niżej możemy podziwiać skromną, ale interesującą prezentację pojazdów koncepcyjnych. Są cudowne, szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę lata, w których powstały.

Kolejny poziom pokazuje piękno samochodów ze scudetto. Ekspozycja przedzielona małą salą projekcyjną, gdzie w towarzystwie dwóch spiderów obejrzeć można fragmenty filmów, w których występowały. Jeden z nich to oczywiście Absolwent.

Ekspozycję zamyka dział speed, czyli kolekcja modeli wyścigowych. Jest czerwono i szybko, na ścianie wyświetlane są grafiki i zdjęcia, a z głośników płyną fragmenty relacji komentatorów. Dla mnie to tu znajdują się dwa najpiękniejsze auta: 33 tipo i 155 DTM, łojąca swego czasu konkurentów w serii niemieckich wyścigów. Ściana chwały przypomina wszystkie sportowe triumfy Alfy.

Opuszczając ekspozycję mijamy na koniec wysoką, przezroczystą ścianę wypełnioną od góry do dołu modelami samochodów. Po drodze stoją jeszcze kabiny, w których zakładając specjalne okulary można przejechać się na fotelu pasażera Alfą 4C. Potem kino 4D, gdzie przygotowano pokaz w klimacie gry Gran Turismo. Z poziomu zderzaka ścigamy się kilkoma modelami, rzucani na ruchomych fotelach (zaopatrzonych w pasy), opryskiwani wodą, oślepiani stroboskopami, czując wiatr we włosach. Dalej zobaczyć można jeszcze aktualnie produkowane modele oraz nowość – Giulię. Na strudzonych zwiedzaniem czeka kafejka, gdzie można napić się kawy lub coś zjeść. Wychodzimy w pobliżu miejsca, w którym zwiedzanie się zaczynało. Jest oczywiście sklep z gadżetami, odzieżą i literaturą poświęconą wiadomej marce. O cenach nie wspomnę.