Łączenie muzyki klasycznej z rockiem nie jest niczym nowym. Na ogół próby takie podejmują zespoły o bogatym dorobku płytowo-estradowym. Aranżują swoje znane przeboje na coś więcej niż tylko gitary i perkusja. Tak było w przypadku chociażby Metalliki (płyta S & M nie najlepiej przyjęta przez fanów – nie rozumiem, dlaczego?), czy Perfectu (który w zeszłym roku wydał na DVD swój koncert z orkiestrą – byłem na nim we Wrocławiu). Ale są też o wiele ciekawsze eksperymenty, jak chociażby połączenie wirtuozerskiej gry na skrzypcach z heavy metalowym tłem. I to eksperymenty bardzo udane, co udowodnił na koncercie we wrocławskim klubie Alibi niejaki Jelonek. Splecenie ze sobą dobrze znanych tematów muzyki klasycznej (np. Vivaldiego) z potężną ścianą hałasu generowanego przez długowłosych, rasowych metalowców, zajmujących się w czasie grania headbangingiem, doskonale się obroniło. Publiczność świetnie się bawiła zagrzewana przez frontmana dzierżącego w dłoniach skrzypce. Bywalcy filharmonii przyzwyczajeni do sztywno siedzących muzyków wystrojonych we fraki byliby w szoku na widok szalejącego na scenie Michała Jelonka, popisującego się genialnym wręcz opanowaniem instrumentu, który w jego rękach generował niesamowite dźwięki . Było też kilka coverów, gdzie upust swoim możliwościom wokalnym mogli dać gitarzyści. Dawno na koncercie nie widziałem młyna rozkręconego przez publikę.
Zespół swoją muzyką generuje niesamowite ilości energii, którą mogliby zasilać niewielkie miasto. Kto przegapił wrocławski koncert, niech poluje na kolejne terminy występów Jelonka – naprawdę warto! A póki co można pocieszyć się wydaną w 1997 roku płytą zespołu, choć na żywo wypadają o niebo lepiej.
Całkiem niezłe nagłośnienie mają też w Alibi – to drugi koncert, na jakim byłem w tym klubie. Do tego dwa bary…
Jelonek
Odpowiedz