Drugi dzień podróży to pierwszy dzień w Omanie i zaczynamy go od noclegu w Golden Garden Hotel Maskat, w którym otrzymujemy dwupokojowy apartament, bardzo przestronny i nieźle urządzony. Na tę jedną noc spokojnie wystarczy. Rano szukamy jakiegoś miejsca, gdzie można by coś zjeść, wymieniamy pieniądze i kupujemy zgrzewkę wody na drogę, bo upał już zaczyna doskwierać. Do tego dorzucamy pyszne bułeczki z serem zakupione w filipińskiej w piekarni. Ruszamy na południe, przed nami 200 km drogi.
Wyjazd z Maskatu to sieć niezłych serpentyn wznoszących się i opadających. Drogi są doskonałej jakości, jest na nich ograniczenie prędkości do 120 km/h pilnowane przez siatkę fotoradarów umieszczonych wzdłuż całej trasy. Nie ma natłoku znaków, gdzieniegdzie tylko przypomnienie o tym, że radary czuwają. Niedługo po wyruszeniu docieramy do pierwszego punktu naszej wycieczki, czyli Bimmah Sinkhole. To miejsce, w którym Omańczycy zorganizowali niewielki park. Oaza w środku pustyni, oddalona niewiele od morza. A samo Sinkhole to zbiornik wodny, w którym da się kąpać, otoczony przez skały – prawdopodobnie kiedyś się tutaj coś zawaliło i powstał taki urokliwy akwen. Można się w nim wykąpać, a kto nie chce pływać może sobie stanąć przy brzegu i rozkoszować się peelingiem stóp wykonywanym przez stada rybek. Całkiem to przyjemne.
Z Sinkhole ruszamy dalej w kierunku pierwszego wadi na naszej trasie. Wadi to suche doliny występujące na obszarach pustynnych, które w czasie pory deszczowej wypełniają się wodą tworząc niekiedy wartkie, szerokie, długie i kręte rzeki. Na mapie Omanu tych wadi, a właściwie rzek, jest dość dużo, ale w czasie naszego pobytu wszystkie są wyschnięte – o tym, że w tym miejscu istnieją przypominają jedynie specjalne znaki drogowe i umieszczone przy nich słupki – które podczas opadów znajdują się pod wodą. Oznaczenia na nich informują, do którego momentu można wjechać autem..
Ale są też wadi zielone cały rok i do takiego właśnie docieramy. Pierwsze z nich to Wadi Al Shab. Na parkingu pod autostradowym wiaduktem zostawiamy samochód i za jednego omańskiego riala przeprawiamy się łódką na drugą stronę wody w otoczeniu kwitnących lotosów. Wędrujemy około 40 minut skalistą ścieżką, czasem w cieniu, czasem na odkrytej powierzchni w palącym słońcu, natykając się na wodne zbiorniki lub przepływające strumienie. Miejsce jest przepiękne, jest w nim sporo zieleni, rosną palmy, bananowce i inne rośliny, a w sadzawkach siedzą sobie żaby. Docieramy do punktu, w którym można się kąpać. Dalej przejście drogą lądową jest zabronione. Po krótkim pobycie przy oczku wodnym wracamy do miejsca startu, gdzie przeprawiamy się łódką na drugą stronę. Na parkingu oprócz aut kręcą się kozy, które – jak się okaże – w Omanie występują praktycznie wszędzie.
Ruszamy w dalszą drogę przejeżdżając przez miejscowość Sur. Ponieważ jest już późno i ciemno, nie zatrzymujemy się. Odkrywamy kolejną właściwość omańskich dróg, czyli progi zwalniające. Występują one w obszarach zabudowanych i przed nimi w ilości ogromnej. Część jest oznaczonych, część nie. Wjeżdżając do miejscowości należy się ich spodziewać i trzeba na nie uważać, bo są czasami dość wysokie. Na szczęście nasza terenówka bez problemu sobie z nimi radzi. Między miejscowościami drogi są też oświetlone – wzdłuż nich stoją rzędy latarni i jedzie się nimi jak w dzień.
Wieczorem docieramy do miejsca, gdzie mamy zarezerwowany nocleg – Turtle Guest House. Nie bez przyczyny, ponieważ chcemy zobaczyć składające na plaży jaja żółwie morskie, które czynią to w Ras Al Jinz Turtle Reserve. Ale to wieczorem lub dopiero rano, ponieważ są dwie tury wchodzenia do rezerwatu. Wybieramy ten poranną i po smacznej kolacji kładziemy się spać, bo pobudka będzie bardzo wcześnie.