Ostatnie dwa filmy o agencie 007 jakoś nam nie leżą. Daniel Craig to nie jest typ bondowski. Po dwudziestu częściach cyklu czeka się na obowiązkowe elementy filmu – Q i jego gadżety, Many Penny, My name is Bond, James Bond czy martini wstrząśnięte, ale nie zmieszane… A tu nic. Craigowski Bond jest śmiertelnie poważny, morduje wszystkich na prawo i lewo. Brak mu luzu i nonszalancji. Zakochiwanie się też nie jest dobrym pomysłem – James ma kobiety uwodzić i wykorzystane porzucać. A co z samochodami? Za długo nimi nie pojeździł – krótkie pościgi i Astony na złom. W Quantum of Solace sytuację ratują jeszcze dwie czarne Alfy 159 :-), ale ich minuty też są policzone. Takiej wizji agenta 007 mówimy stanowcze NIE!